sobota, 19 marca 2011

MadMenizacja

Wczoraj pisał Roberto, dzisiaj znów wpisuje się Ania.

Wiosna jak na razie chwilowo się nam skończyła (o czym poinformował mnie rano uderzający w okna śnieg - sic!), ale mam bardzo dobrą wiadomość dla wszystkich wielbicieli serialu "Mad Men". Niedawno odkryłam bardzo ciekawą stronę: Mad Men Yourself, czyli w wolnym tłumaczeniu - poddaj się "madmenizacji".

"Mad Men" był pierwszym serialem w moim życiu, który zaczęłam systematycznie śledzić. Był w ogóle pierwszym serialem, jaki zapragnęłam oglądać i podglądać. Jako że zawsze, już od dzieciństwa, byłam szczelnie zaimpregnowana na wszelkie objawy kultury popularnej, gdy pierwszy raz o nim usłyszałam, pomyślałam bez zbytniego entuzjazmu: eee, kolejny serial?...., eeee, do tego amerykański?! Oglądając pierwszy odcinek nie wiedziałam jeszcze, jak wielkie emocje "Mad Men" wywołuje na całym świecie. I głównie dzięki niezwykłej sile aranżacji wnętrz, wyszukanym strojom bohaterów oraz ich charakteryzacji - łatwo i chętnie poddałam się ogólnej madmenizacji... Dlatego z przyjemnością polecam zabawę Mad Men Yourself!


Odwiedzając stronę zostajemy powitani przyjemnym motywem muzycznym, który subtelnie wprowadza nas w klimat garderobiany... O tej chwili możemy stworzyć wedle własnego uznania postać (ubraną w sukienkę lub garnitur) w stylu Mad Men, a która może sugerować nasz rzeczywisty wygląd. Wybieramy rodzaj figury, karnację, kolor oczu, fryzurę, kształt nosa... no i oczywiście ubrania oraz dodatki - nie muszę dodawać, że ten moment jest kluczowym elementem zabawy. Uciechy z tym co niemiara - chwila doboru sukienki jest zawsze związana z trudem podejmowania decyzji, czego doświadczyłam na własnej skórze... (powraca codzienne, stereotypowe już pytanie - co mam na siebie założyć??!). Wybór na szczęście jest spory, dodatki zawsze nawiązują charakterem do jednej z bohaterek (Joan, Peggy, Betty, Trudy) lub bohaterów (Don, Roger, Peter, Crane itd.). Program lepiej działa w przeglądarce Internet Explorer niż w Mozilla.

Poniżej próby Ani i Roberto:





piątek, 18 marca 2011

W smutnej szarości czeka dzisiejsza jesień jutrzejszej wiosny.

Czas upływa
(i upłynie, zapewne z czasem),
nie jesteś dziś przy mnie
(ja więc siedzę bardziej w zimnie).
Ja piszę poza nawiasem,
choć myślę w nawiasie.
Tak bywa.

czwartek, 17 marca 2011

Wiosenne musli. Come back

Ania i Roberto wracają. W czasie, gdy ich tu nie było (bo byli gdzie indziej, choć nie w przestrzeni wirtualnej), wiele się zmieniło. O wszystkim stopniowo opowiedzą. A na razie warto optymistycznie odnotować, że wreszcie wszyscy możemy cieszyć się wiosną.

Wiosenny nastrój nie dotyczy jedynie tej sfery, którą można zobaczyć za oknem lub której mamy nadzieję doświadczyć na własnej skórze w otoczeniu - wreszcie wolnego - powietrza... Promienie słońca. Ptasie świergoty. Radosne i po zimie tłuste jamniki hasające na trawnikach - już bez sweterków i kraciastych wdzianek (pierwsze oznaki wiosny i nagle okazuje się, że jest ich naprawdę dużo, podczas gdy w czasie zimy nie uświadczysz zbyt wielu). Zapach zieleni, wilgotność pierwszych listków. Po ciężkiej zimie wiosnę można zaprosić (albo nawet przemocą wprowadzić) do własnego mieszkania. Potrzebne są do tego trzy rzeczy.

Gdy Roberto jest w swoim mieście, oddalony od Ani sporą ilością kilometrów i nieprzejednaniem PKP, warto znaleźć jakieś - choćby nieduże - pocieszenie. Na przykład można spędzić miłą chwilę z filiżanką herbaty, czymś słodkim i muzyką Julii London.

Po pierwsze, należy zaopatrzyć się w odpowiednią, wywołującą uśmiech na twarzy, wiosenną filiżankę. Taką ponadczasową, nawiązującą do dawnych wzorów, czy jak to mówi dzisiejsza młodzież: filiżankę retro, filiżankę vintage, czyli po prostu filiżankę oldskulową - ale koniecznie z motywem kojarzącym się z ciepłem, świeżością i przyjemnością... Właśnie takie są te poniżej:

Obie urocze (to chyba najlepsze słowo na ich określenie, charming), zrobione z lekkiej, subtelnie prześwitującej porcelany typu Bone China. Pierwsza z nich została wyprodukowana przez szkocką firmę Dunoon, druga pochodzi z Anglii (firma David Michael). To zastanawiające, że polscy producenci nie pokuszą się o próbę powrotu do dawnego, przedwojennego  wzornictwa i tego typu przedmioty trzeba sprowadzać. Fabryka w Ćmielowie przez jakiś czas miała w swojej ofercie tzw. kubki śląskie, trochę podobne w charakterze do truskawkowo-malinowych, babcinych filiżanek, ale wydaje mi się, ze brakowało im lekkości. A ta wiosenna lekkość jest czymś, czego dzisiaj szczególnie szukam. I ciągle zastanawiam się, którą z filiżanek nabyć...

Po drugie, obecność filiżanki wymusza towarzystwo spodeczka z czymś słodkim. Dzisiaj był to batonik musli domowego wyrobu. Przepis znalazłam tutaj.


Mistrzem obiektywu prezentowany smakołyk nie jest, ale rekompensuje tę wadę łatwością wykonania i niesamowitym smakiem. Już niewielka ilość wystarcza, aby się nim nasycić. Dodałam żurawinę, która w otoczeniu płatków owsianych i migdałów nabiera bardzo wiosennego charakteru.

Składniki:
250-300 g płatków owsianych górskich
1 puszka 300 g mleka skondensowanego słodzonego
bakalie - ilość i typ wedle uznania (dodałam suszoną żurawinę i całe migdały)

W misce należy wymieszać suche składniki, a mleko podgrzać, lecz nie zagotować. Potem trzeba płatki i bakalie zalać ciepłym mlekiem, wymieszać i przełożyć do formy (ok. 20 x 20 cm, piekłam w naczyniu żaroodopornym), wyrównać i piec ok. 1 godzinę w temperaturze 130 stopni C. Po wystygnięciu wystarczy pokroić - wedle uznania - w dowolne kształty.

Po trzecie, wiosnę w mieszkaniu czyni muzyka. I już jest lepiej!