czwartek, 21 kwietnia 2011

Rozkład jazdy

Dziś Ania walczy z rozkładem jazdy. Ktoś na kolei wpadł na bardzo dobry pomysł aby użyć tego słowa, bo żadne inne tak dobrze nie pasuje. Rozkład. Podróż na trasie Kraków - Poznań trwa ponad 7 godzin. Już sam ten fakt jest okolicznością, dzięki której robi się cieplej na sercu. Ale to nie wszystko... Przewoźnik dorzuca do zestawu brudny i zdezelowany pociąg, brak klimatyzacji. Ale, to nadal nie wszystko... nieużwalne toalety, brak wagonu typu WARS, a także niewyobrażalny tłok wynikający z niedostosowania podaży  miejsc do popytu.
Biedna Ania... a ja jestem na to wściekły, gdyż na to wszystko mogę być tylko wściekły... Rozkład jazdy...

Ale przynajmniej będzie w domu na Wielkanoc

piątek, 15 kwietnia 2011

Baby, ach, te baby!


Rozsiadły się świąteczne baby parami
na haftowanym obrusie.
Te w środku z lukrem, tamte z rodzynkami
i każda zapachem kusi.


Maria Iwaszkiewicz w książce "Z moim ojcem o jedzeniu" przytacza wspomnienia Jarosława Iwaszkiewicza, a wraz z nimi - kalendarz wielkanocnych przygotowań: "W Wielki Poniedziałek tłukło się cukier na mączkę, tłukło się kardamon, korzenie, przebierało rodzynki, przesiewało mąkę. We wtorek piekło się drożdżowe mazurki i pomniejsze ciasta, w środę - mazurki trwalsze i szyło się formy papierowe na ciasta, czwartek poświęcało się pieczeniu tortów i zwykłych mazurków, piątek - wielki dzień pieczenia bab. W sobotę przyrządzano mięsa, farbowano jaja, posyłało się chleb, sól, jaja do święcenia”. Pieczenie bab było najważniejszym momentem przygotowań - udany wypiek oznaczał udany, szczęśliwy, dostatni rok. Na wyrastające baby dmuchało się i chuchało, służące trzymały je w becikach niczym małe dzieci, aby groźny podmuch zimnego powietrza nie zagroził upadkiem... i  w konsekwencji - zakalcem, złym rokiem. Maria Iwaszkiewicz wspomina, że babka Lilpopowa, mistrzyni w wypieku tych ciast, odmierzała upływ czasu według lat, kiedy baby wypiekane w najbliższej okolicy się nie udały ("A było to pięć lat po tym, kiedy Kowalowej [tu nazwisko dowolnej sąsiadki] wielkanocna baba siadła") - na szczęście działo się to bardzo rzadko. Dzisiaj ten zabobon może trochę bawić, ale przecież baby to nadal poważna sprawa... Polecam książkę Iwaszkiewicz, roi się w niej od anegdot kulinarnych, autorka uświadamia, jak wiele polska kuchnia straciła w czasach PRL... Niestety.

Zawsze marzyłam o wielkiej babie z przepisu Lucyny Ćwierczakiewiczowej, gdzie opis wyrobu tego ciasta zaczyna się od słynnego zdania: "weź kopę jaj"... (kopa = 4 mendle = 60 sztuk), jednak moja wielkopolska oszczędność nigdy mi nie pozwoliła mi na taki wielkopański poryw. Dlatego od lat pozostaję przy przepisie "oszczędnym", choć tęsknota ciągle pozostaje. Może kiedyś... Tymczasem przedstawiam moją babę wielkanocną: 



Nie jest ona efektowna, bo w mojej post-studenckiej kuchni brak wielu podstawowych przyborów kuchennych, ot, chociażby prawdziwej formy do baby w stożkowatym kształcie. Ale wybrnęłam z tego kłopotu używając formy chlebowej,  jednak efekt wizualny już nie ten... Brak też efektownej zastawy. Na szczęście smak pozostaje bez zmian - początkującym piekarzom/piekarkom polecam ten przepis, bo jest łatwy i sprawdzony, a walory sensualne ciasta potrafią uszczęśliwić niejedną osobę.

Klasyczna baba drożdżowa

Składniki:
50 dag mąki
1 szklanka mleka
5 dag drożdży
10 dag cukru
aromat waniliowy lub rumowy
8-10 żółtek
10 dag masła
rodzynki
suszona żurawina
posiekane suszone morele
kandyzowana skórka pomarańczowa
łyżka spirytusu lub rumu
szczypta soli

Jak to zrobić? Najpierw należy rozkruszyć drożdże, dodać do nich łyżkę cukru i łyżkę mąki, zalać niewielką ilością ciepłego (nie - gorącego mleka, bo drożdże mogą się sparzyć) i wszystko wymieszać, aby uzyskać konsystencję gęstej śmietany. Odstawić w ciepłe miejsce bez przeciągów. Masło, pozostałe mleko i cukier rozpuścić w rondelku. Gdy przestygną, do miski z rozpuszczonym masłem trzeba dodać mąkę, sól i aromat, wymieszać. Potem należy dodać żółtka (z pozostałych białek można zrobić bezy) i znów wymieszać. Stopniowo dodawać wyrośnięte drożdże, mieszać. Dodać bakalie i alkohol. Ciasto najlepiej wyrabiać drewnianą łyżką, długo je "bić", aby dostały się do niego pęcherzyki powietrza, wtedy jest pulchniejsze. Miskę z wyrobionym ciastem przykryć lnianą ściereczką i odstawić na ok. 15-20 minut do wyrośnięcia (długość czasu wyrastania jest uzależniona od temperatury powietrza). Potem ciasto przełożyć do natłuszczonej, wysypanej bułką tartą, formy. Piec ok. 50 minut w temperaturze 180 stopni (dla pewności warto sprawdzać patyczkiem pod koniec pieczenia, czy ciasto nie jest już gotowe). Przestygniętą babę trzeba polukrować (inaczej szybko wyschnie; lukier: łyżka mleka, duuużo cukru pudru, sok z cytryny = wymieszać) i posypać skórką pomarańczową. I na końcu pięknie udekorować bukszpanem, baziami itp.

Oby baby wszystkim się udały.

Pocztówka

Jak się dzisiaj okazało, MAD in Poland ma już jedną wierną fankę z Myszęcina, która - zainspirowana muffinkami prezentowanymi na blogu - przysłała przeuroczą pocztówkę hand made:


Bardzo dziękuję! Czuję się teraz zmotywowana do tworzenia bardziej regularnych wpisów na blogu.
Zbliża się Wielkanoc, dlatego w najbliższym czasie zaprezentuję przepis na sprawdzoną drożdżową babę wielkanocną.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Sukienka w stylu MadMen

Już kiedyś pisałam o mojej fascynacji i fiksacji na tle ubrań z lat 60. Ostatnio w sklepie Pretty Girl (marka z Łodzi, nie chcę robić tu natrętnej reklamy, ale myślę, że warto czasem odwiedzać takie sklepy, zwłaszcza że są polskie!) udało mi się znaleźć sukienkę bardzo w tym stylu. Poczułam się prawie jak Joan Holloway....



Piosenka dedykowana Fotografowi tej pochmurnej sesji - oby kiedyś tak zatańczył i zaśpiewał...

piątek, 8 kwietnia 2011

Muffinkowe trio: marchew, banan, jabłko

Wiosna w Krakowie w ciągu ostatnich dni trochę podupadła, ale nie można tracić nadziei... Na poprawę humoru postanowiłam upiec coś słodkiego i naruszyć trochę moje zapasy cukru zgromadzone jeszcze przed podniesieniem cen tego jakże współcześnie luksusowego produktu. Przepis wymyśliłam sama, wykorzystując jedynie te produkty, które miałam w tym momencie na kuchennym stole i pod ręka. Wybór padł na muffinki w wersji wiosenno-ekstrawitamionwej. Większą część mąki zastąpiłam tartą marchewką i jabłkiem oraz ugniecionym na miazgę bananem. Ponieważ uroda tych babeczek po wyjęciu z pieca była mocno wątpliwa, próbowałam przyozdobić je czapeczkami z kremu twarożkowego (wypróbowując przy okazji nowy dekorator do ciast ze sklepu wszystko za 5 zł), ale chyba i to nie pomogło... W efekcie wyszły muffinki podobne do smerfów (niebieskie papilotki potęgują efekt), ale trzeba dodać, że za to wyjątkowo smaczne.

Oto i one, jedyne w swoim rodzaju, smerfne muffinki Ani:






Ciastka są bardzo proste w wykonaniu, zawierają dużo zdrowych składników i są naprawdę smakowite. Mogę je polecić. Poniżej przepis.

Składniki na ciasto:
1 mały banan
1 nieduże jabłko
1 średniej wielkości marchewka
garść suszonej żurawiny
1 szklanka mąki pszennej typu 550
pół szklanki cukru
1 jajko
0,25 szklanki oliwy
0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
0,5 łyżeczki sody oczyszczonej
szczypta cynamonu (ale nie więcej)
szczypta soli

Marchewkę i jabłko utrzeć na tarce, banana można zmasakrować blenderem albo tylko pognieść widelcem (wybrałam to drugie). Dodać jajko i oliwę, potem żurawinę, wszystko wymieszać. Dodać suche składniki i wymieszać łyżką jedynie do połączenia składników. Przełożyć do foremek (do poziomu trzy czwarte - babeczki trochę wyrastają). Ciasto jest dość gęste; jeśli zbyt gęste - można dodać oliwy..


Krem:
ok. 10 dag twarogu półtłustego (użyłam twarogu górskiego z Limanowej)
łyżka lub dwie śmietany (ilość zależy od twarogu)
1 łyżka dobrego masła
cukier puder - ilość wedle uznania i podług smaku ;)
aromat waniliowy

Wszystkie składniki wymieszałam w miseczce widelcem, starając się uzyskać w miarę jednolitą konsystencję, co nie do końca się udało. Dla osób z temperamentem perfekcjonisty lepszym rozwiązaniem będzie użycie miksera. A gdy muffinki wystygły, przy użyciu dekoratora made in China, usiłowałam się udrapować krem w finezyjne, barokowe kształty, co jednak zakończyło się fiaskiem. Cóż - smerfoidy też mają pewnie jakieś zalety.

A teraz już stąd zmykam, aby dopaść jakiegoś Ważniaka czy Pracusia własnego wyrobu...