niedziela, 8 maja 2011

Kromka, piętka, skibka

"Pamiętam piekarnię, w której chleb robił człowiek niespełna rozumu. Pamiętam taką, gdzie piekł zabójca. Pamiętam inne, zapyziałe, z innego wieku.Pamiętam, że nikt mnie nie wypuścił z piekarni bez chleba na drogę. (...) Ale czemu inni ludzie pieką chleb w domu? Czemu piszą blogi o pieczeniu chleba (są ich tysiące)? Czy naprawdę potrzebują dwustu wypróbowanych przepisów na chleb, kiedy za rogiem piekarnia, codziennie otwarta, świetnie zaopatrzona? Nie wiem. Nie mam żadnej odpowiedzi. Mogę się tylko domyślać: pewnie pieką chleb, dlatego że wszystko, co własnoręcznie zrobione, ma specjalną wartość, coś, czego kupić się nie da. Chleb pieczony w domu jest lepszy, mówią, i nie brną w dalsze odpowiedzi; i pieką orkiszowy, na zakwasie, bułki w stu rodzajach; pieką razowce i chleby Grahama; zastanawiają się, czy by się nie dało upiec chleba na liściu kapusty albo czy czarnego chleba litewskiego nie upiec, słodkiego, z kminkiem" - Wojciech Nowicki, "Piętka z masłem"


W tym pięknym eseju o chlebie Wojciech Nowicki zadaje bardzo podstawowe pytanie - dlaczego ludzie, także dzisiaj, choć piekarni jest pod dostatkiem, pieką chleb w domu? Tak jak autor, ja również nie umiem udzielić satysfakcjonującej odpowiedzi na to pytanie. Wiem tylko, że bardzo lubię proces przygotowywania chleba: od chwili tworzenia zakwasu, wyrabiania ciasta, poprzez moment wypieku (to prawda, że zapach pieczonego chleba zmienia charakter domu), pierwszy trzask nacinania chrupiącej skórki, aż do dzielenia chleba i obwarowywania nim bliskich osób. Gdybym chciała popaść w większą egzaltację, napisałabym, że jest to proces magiczny.

To same banały, na które składa się uniwersalne doświadczenie każdego "zjadacza". Chleb powszedni, chleb codzienny. Najlepszy z najprostszej mąki, najzdrowszy ze źródlaną wodą i kamienną solą. Obecny we wszystkich kulturach, choć pod różnymi postaciami. Niewyczerpany smak, który obecnie coraz częściej jest zastępowany erzacami. Dlatego warto spróbować upiec własny chleb, choć pewnie nie będzie miał tak idealnego wyglądu, jak nakazują supermarketowe kanony piękna. Ale za to smak będzie prawdziwy.

Domowe chleby piekły jeszcze moje wszystkie prababcie, w późniejszych pokoleniach ten zwyczaj (i konieczność) samoistnie wymarł. Z wielu przyczyn chciałam go wskrzesić. Kusząca wydaje się już sama perspektywa powielania tych samych czynności, które wykonywali od niepamiętnych czasów przodkowie. A więc cykliczność, tradycja, ale poparte wolnym wyborem, brakiem konieczności. Jest też szansa na odzyskanie dawnego unikalnego smaku. I satysfakcja z wyników własnej pracy.

Tak więc, kiedy pół roku temu zaczynałam moją "chlebową przygodę", musiałam nauczyć się wszystkiego sama. Jako pole manewru do nauki wybrałam chleby zakwasowe, które chyba - wbrew obiegowym opiniom - są łatwiejsze w wykonaniu od drożdżowych (czyli tych popularnych sklepowych), a już na pewno są dużo zdrowsze. Istnieje wiele blogów zawierających przepisy na chleb, jednak najbardziej wyczerpujące informacje, niezbędne dla początkujących "piekarzy", można znaleźć na stronie Małgorzaty Zielińskiej - warto tam zajrzeć, jeżeli ktoś nabierze ochoty, aby stworzyć od podstaw zakwas, a z niego - w przyszłości - własny chleb. Przepisy są bardzo atrakcyjne i wyłożone w sposób wyjątkowo przystępny.

Chleb na zdjęciu "narodził się" dzisiaj, jako że niedziela jest moim zwyczajowym dniem wypiekania. Najprostszy z  prostych - całkowicie żytni, do tego razowy (zakwas prowadzony na mące razowej, ciasto tworzone z mąki żytniej chlebowej). Bez żadnych dodatków, klasyczny, bez zbędnych walorów wizualnych. O bardzo delikatnym kwaśnym posmaku, ma regularny miąższ i zwartą strukturę, szybko syci. Świeży przez cały tydzień. Smak, który ciągle się nie nudzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz